Pech i szczęście Hołowczyca
Jacek Czachor, Marek Dąbrowski oraz Krzysztof Hołowczyc i Jean-Marc Fortin ukończyli trzeci etap Rajdu Dakar 2007. Kapitan ORLEN Team uplasował się na 18 miejscu na próbie sportowej i zajmuje 19 miejsce po trzech etapach. Marek Dąbrowski był z kolei 32 i w łącznej klasyfikacji jest na 28 pozycji. Hołek zmagał się z awarią swojego Nissana Navara, ale wszystko zakończyło się szczęśliwie. Polsko-belgijski duet odnotował co prawda 90 czas próby sportowej, ale zajmuje 42 miejsce, a straty na takim rajdzie jak Dakar nie są bynajmniej nie do odrobienia.
- Opowieść o dzisiejszej przygodzie powinna się rozpocząć po wyjeździe z Portimao. Długa dojazdówka, ponad 400 kilometrów. Musieliśmy jechać szybko, aby zdążyć na prom. Przy wjeździe do Malagi silnik w samochodzie zaczął się bardzo przegrzewać. Myślałem ,że to problem z wentylatorami bo wszystko działo się podczas jazdy w korku. Okazało się, że jednak nie, że mamy po prostu duży wyciek z silnika. Nam się wydawało, że to pompa wody. Punkt po punkcie staraliśmy się znaleźć to miejsce, nawet zakleiliśmy dziurę, z której leciała woda. Ale to też nie pomogło. Wyglądało na to, że nie mamy szans na wjechanie na odcinek specjalny o własnych siłach. Zdecydowaliśmy, że będzie nas holowała ciężarówka. Koledzy z drugiego, polskiego teamu też zaoferowali swoją pomoc i zaproponowali holowanie. Na szczęście nie było to potrzebne. Przy wysokich obrotach udawało się utrzymywać częściową szczelność całego układu. W ten sposób udało nam się przejechać ten oes z pięcioma przerwami po 10 - 15 minut. Musieliśmy bardzo powoli nalewać wodę do układu chłodzenia, aby nie uszkodzić silnika. Jesteśmy na mecie, mam nadzieje, że ten pech już się zakończy. Martwi mnie tylko kolejność na starcie do jutrzejszego etapu. Wystartuję jako 90 zgodnie z zajętym miejscem na poprzednim etapie. Będzie dużo wyprzedzania, a to tutaj wielkie ryzyko. Będziemy się starali, aby przesunąć się może o 20 - 30 oczek do przodu, tak aby następnego dnia pozycja startowa była już lepsza. Bardzo istotne, abyśmy do Mauretanii wjechali już na dobrym miejscu - opowiadał Krzysztof Hołowczyc na biwaku w Ar Raszidija.
Samochód Hołowczyca nie był w ogóle holowany na trasie dzisiejszego etapu z Nadoru do Ar Raszidija. Wcześniejsze informacje na ten temat okazały się nieprawdziwe.
- To był zupełnie inny etap niż w ubiegłym roku, chociaż tez prowadził z Nadoru do Ar Raszidiji. Maroko dobrze znamy i wiemy, że musimy jechać bardzo czujnie, aby tutaj nie zakończyć startu w Dakarze. Na jutro organizatorzy szykują nam niespodziankę. Mamy samodzielny biwak. Pozwoli to na uniknięcie dwukrotnego przejazdu dojazdówki, ale dla odmiany nie będziemy tam mieli serwisów, a więc również swojego normalnego wyposażenia. Noce są tutaj dość zimne i nie wiem jak organizator wyobraża sobie spanie bez namiotu i śpiwora - powiedział Jacek Czachor.
Czwarty etap rajdu prowadzi z Ar Raszidiji do Warzazat i liczy 679 kilometrów. Dojazd do próby sportowej liczy 96 kilometrów, a odcinek specjalny 405 km. Samochody i ciężarówki pokonają jeszcze 178 kilometrów trasy podczas gdy motocykliści będą mieli swój biwak kilkanaście kilometrów po zakończeniu oesu.
Więcej informacji i zdjęcia "copyright free" w rozdzielczości prasowej na stronach:
www.orlenteam.pl i www.holek.pl